Usłyszałam kiedyś takie słowa, skierowane do mnie, od pewnego kanapowca leniwca. W sumie nie mam nic do kanapowców leniwców, bo niech każdy spędza swój czas jak chce. Nie mi oceniać. Jednak te słowa dały mi do myślenia. Zaczęłam się zastanawiać: Dlaczego biegam? Czy dlatego, że jest to modne i „wszyscy” to robią? Czy może dlatego, żeby pochwalić się na Facebooku zdjęciem z jakiegoś profesjonalnego biegu? A może po to, żeby zrzucić kilka kilogramów?
W moim przypadku było tak, że zaczęłam biegać, bo chciałam schudnąć. Wiedziałam, że jest to jeden z lepszych sposobów na pozbycie się kilku (w moim przypadku 20:)) nadprogramowych kilogramów. Zainspirowana książką Murakamiego „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu”, uzbrojona w silną motywację oraz w buty do biegania podjęłam wyzwanie. Myślałam, że spokojnie przebiegnę 3 km. W końcu od kilku lat chodziłam na fitness. Wydawało się proste. O jeju jak ja się myliłam. Mój pierwszy bieg (czerwiec, 3 lata temu) to była jakaś masakra. Po półkilometrowym biegu wymieniłam wszystkie przekleństwa, jakie znam i wymyślałam nowe. Wydawało mi się, że moje nogi są z drewna i to z baobabu, bo były tak ciężkie. W moich płucach wybuchł pożar i miałam ochotę wypluć je na chodnik i zdeptać. Zresztą plucie też było, bo ze zmęczenia i potwornego wysiłku ciekła mi ślina. Ależ pięknie musiałam wyglądać Przebiegłam kółko, które miało około 3 km. Przebiegłam to za duże słowo w tym przypadku. Biegu było może z kilometr, reszta to marsz połączony z czołganiem się. I nie wiem jak to się stało, ale za dwa dni znów postanowiłam pokonać ten dystans. Okazało się, że wyżej wymienione dolegliwości pojawiły się dopiero po 700 metrach. To dało mi nadzieję:) I tak stopniowo, powoli, zwiększałam dystans, na którym biegłam. Do tej pory pamiętam jak pierwszy raz przebiegłam całe 3 km kółko. Popłakałam się. Jeszcze miesiąc wcześniej był to dla mnie wysiłek nie do udźwignięcia. Od tamtego czasu minęły 3 lata. Mam za sobą kilka profesjonalnych biegów, jestem w trakcie kolejnego wyzwania biegowego (100 km w miesiąc), a w planach mam jeszcze półmaraton.
No więc dlaczego biegam? Dzięki bieganiu odkryłam, że jestem silna, że potrafię pokonywać swoje słabości, że toczę walkę sama ze sobą i ją wygrywam. Uwielbiam biegać, ponieważ w trakcie przychodzą mi do głowy najlepsze pomysły. Kiedy mam jakieś ważne szkolenie albo coaching z klientem – idę biegać. Kiedy pojawia się jakaś stresująca sytuacja – idę biegać. Kiedy jestem szczęśliwa i mam za dużo energii – idę biegać. Poza tym endorfiny, które wydzielają się podczas takiego wysiłku sprawiają, że mogę wszystko:) Bieganie jest zaraźliwe. Po jakimś miesiącu moich zmagań do biegania przyłączył się mój narzeczony (dzięki bieganiu rzucił też palenie). Biegać zaczęła również moja przyjaciółka, która do tej pory twierdzi, że nienawidzi biegać oraz kilku znajomych, których nigdy nie podejrzewałabym o taki rodzaj aktywności. Jeden z tych znajomych przekonuje mnie ciągle, że bieganie jest beznadziejne i jak wychodzi pobiegać to biegnie bardzo szybko, żeby mieć to już za sobą. I z takiego biegania z nienawiści wystartował w półmaratonie.
Bieganie jest modne? Bardzo! Ale podążanie za taką modą bardzo mi odpowiada. To co? Kiedy zaczynasz?:)