Co ja najlepszego zrobiłam?


Blog / środa, Wrzesień 26th, 2018

– Co ja najlepszego zrobiłam?

Powiedziałam to zdanie we wrześniu 2014 roku i powtarzałam je jakieś 3864 razy po tym, kiedy postawiłam wszystko na jedną kartę i odeszłam z korporacji. Pomyślisz sobie: „co to za wyzwanie? Teraz każdy odchodzi z korporacji!” Może i tak, ale dla mnie, była to druga najważniejsza decyzja w życiu.
Od dziecka słyszałam, że praca jest najważniejsza. Że jak już masz jakąś, to żeby nie wiadomo co, to się jej trzymaj. Była to moja druga, poważna praca w życiu. Spędziłam w tej firmie 6 lat. Odeszłam, bo nie mogłam już dłużej realizować szkoleń i prowadzić coachingu tak, jak chciałam, tak jak wierzyłam, że trzeba to robić. Dużo się w tej firmie nauczyłam, wiele jej zawdzięczam (a raczej ludziom, z którymi tam pracowałam), ale wiedziałam, że nasze drogi muszą się rozejść.

Kiedy jest odpowiedni moment?

Podejmując decyzję o takich zmianach często czekamy na najbardziej odpowiedni moment. Mamy zaplanowane coś swojego, przechodzimy do lepszej pracy, za rogiem czeka już okazja. A ja? Wybrałam chyba najgorszy możliwy moment. Byłam w 6 tygodniu ciąży. Mimo, że pracowałam w korporacji, nie miałam umowy o pracę, więc wiedziałam, że gdyby coś się stało, nie mogłam liczyć na zwolnienie lekarskie. Nie miałam też planu na to co dalej. I mimo tych niesprzyjających okoliczności przyrody, poczułam ogromną ulgę, kiedy wręczyłam wypowiedzenie współpracy. Jedyne co wtedy miałam to chyba intuicję, że dobrze robię i ogromną wiarę, że sobie poradzę.

W trackie ciąży dokończyłam akredytację w międzynarodowej organizacji zrzeszającej coachów (ICF). Jeszcze w 8 miesiącu ciąży zbierałam ostatnie godziny doświadczenia. Certyfikat otrzymałam kiedy mój syn był już na świecie. Gdy on spał, ja rozwijałam swoją działalność jako freelancer. Jak to się teraz modnie mówi: budowałam swoją markę. Siedziałam po nocach, tworzyłam treści na stronę, szukałam zleceń, chodziłam na warsztaty i rozwijałam się, aby nie wypaść z obiegu. Pierwszy, komercyjny projekt szkoleniowy (jeden z większych w mojej karierze) zrobiłam 8 miesięcy po urodzeniu syna. W przerwach szkolenia zamykałam się w toalecie i odciągałam pokarm (przepraszam, jeśli kogoś to urazi lub ktoś uzna to za zbytni ekshibicjonizm, ale ostatnio mam dość pokazywania w mediach społecznościowych idealnego świata, który nie istnieje).

Dzisiaj wykonuję najwspanialszą pracę na świecie. Jestem coachem i trenerem. Prowadzę własne szkolenia, współpracuję z firmami szkoleniowymi (pozdrawiam!), organizuję warsztaty, pracuję z klientem indywidualnym i mam wspólniczkę, z którą robię cudowne projekty. Z misji, pasji i jeszcze na tym zarabiam.

I po co to wszystko?

Po co to piszę? Natchnęła mnie do tego kolejna rocznica odejścia z korporacji. Chcę również zwrócić uwagę tych, którzy to przeczytają, żeby nie wierzyli mówcom motywacyjnym:) Wielu jest oszołomów, którzy mówią, że wystarczy chcieć i wszystko się spełni, że pieniądze leżą na ulicy i wystarczy się po nie schylić i że trzeba wychodzić ze swojej strefy komfortu. Trudne decyzje i duże zmiany wcale nie przychodzą tak łatwo. Wymagają odwagi, ogromnego wsparcia i jeszcze większej pracy. Czy żałuję, że zdecydowałam się na taki krok? Bywały momenty, że żałowałam. Jakieś 2635 momentów? Były momenty, kiedy chciałam się poddać. Były momenty, kiedy się poddałam. Były momenty, kiedy bardzo to odchorowałam. Nadal są chwile, kiedy jest ciężko, ale wiem po co to robię. Czy mimo wszystko zrobiłabym to jeszcze raz? Tak! Bo wierzę, że warto spełniać swoje marzenia. Ty też możesz!

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *